Galicja jest potocznym określeniem ziem, które weszły w skład zaboru austriackiego. Obejmowała tereny od Żywca i Chrzanowa na zachodzie aż po rzekę Zbrucz na wschodzie. Nazwę prowincji wywiedli Austriacy od średniowiecznej, łacińskiej nazwy ruskiego państewka: Regnum Galiciae et Lodomeriae – Królestwo Halicza i Włodzimierza.
Zajmując Galicję praktycznie bez jednego wystrzału, nie do końca orientowali się jej nowi panowie, gdzie znajdują się granice tego mitycznego królestwa, szczególnie granica wschodnia. Ustalona w końcu na Zbruczu, przetrwała ona aż do 1939 roku, najpierw oddzielając Austro-Węgry od Rosji, później w latach 1918-1919 dwa państwa ukraińskie a w końcu II RP od Związku Radzieckiego.
Nietrudno zrozumieć cesarsko-królewskie kłopoty z ustaleniem granicy nowego nabytku imperium. Wschodnia Galicja – Ruś Czerwona i zachodnie Podole – była bowiem dla Austriaków niemal „pół-Azją”, jak raczył wyrazić się polakożerca i pamflecista Karol Franzos, tonącą w anarchii przedziwną krainą zamieszkaną przez mieszaninę Rusinów, Polaków, Żydów, Ormian, Niemców, Bojków, Łemków, Hucułów i Bóg wie, jakich jeszcze „ludów na wymarciu”, od wieków wstrząsaną najazdami Tatarów i Turków, buntami chłopskimi i wojnami.
Chyba tylko polska szlachta nie przyjęła z ulgą nadejścia nowych porządków, choć i miasto Lwów – semper fidelis – do końca nie chciało złożyć przysięgi wierności władzy cesarskiej. Austriacy ukrócili samowolę magnaterii, rozwiązali prywatne armie, sejmiki, wprowadzili własny system administracji i sądownictwa, gdzie zainstalowali własnych urzędników skrupulatnie egzekwujących prawo. Szczególna poprawa losu spotkała chłopów – zlikwidowano ich osobiste poddaństwo, zmniejszono wymiar pańszczyzny, ograniczono kary cielesne, wprowadzono samorząd wiejski. Od tego czasu datuje się miłość chłopstwa galicyjskiego do austriackich cesarzy. Wzrosła ona jeszcze bardziej po 1848 roku, kiedy zniesiono pańszczyznę i przeprowadzono uwłaszczenie. A dwa lata wcześniej doszło w Galicji (zachodniej) do tzw. rabacji – buntów chłopskich wynikłych z prowokacji biurokracji austriackiej, zawsze chętnie grającej na animozjach dwór-wieś, oraz zacofania i słusznego poczucia krzywdy ludu. Chłopi napadali na dwory, zabijali, często okrutnie, swoich panów („mego dziadka piłą rżnęli” Wyspiańskiego). Szacuje się, że zginęło wówczas ponad 1000 osób. Do rabacji odnosiły się słynne słowa „Chorału” Ujejskiego:
O! Panie, Panie! ze zgrozą świata
Okropne dzieje przyniósł nam czas,
Syn zabił matkę, brat zabił brata
Mnóstwo Kainów pośród nas.
Ależ o Panie! oni niewinni,
Choć naszą przyszłość cofnęli wstecz,
Inni szatani byli tam czynni,
O! rękę karaj, nie ślepy miecz!
Ocenia się, że w pierwszym ćwierćwieczu istnienia Galicji 2/3 jej ludności stanowili katolicy obrządku greckiego. Trudno jednak nazywać ich Rusinami, bo świadomość narodowa chłopów (a stanowili oni 90% ludności) była wówczas bardzo słaba. Jak sami mówili, „Bih dał try mowy: pańsku, chłopśku i żydowśku”. Przebudzenie narodowe Rusinów, później nazywających siebie Ukraińcami, nastąpiło dopiero w połowie XIX wieku. Odbyło się to ku zadowoleniu Austriaków szukających przeciwwagi dla politycznych aspiracji Polaków. To w Galicji doszło rozwoju ukraińskiego piśmiennictwa, szkolnictwa, powstania pierwszej reprezentacji politycznej Ukraińców. Idee te promieniowały na Ukrainę Naddnieprzańską. Stała się Galicja ukraińskim Piemontem.
Jednak nieporównanie większy potencjał kultury polskiej powodował polonizację szerokich rzesz ludności, w tym przybyłych urzędników narodowości niemieckiej czy czeskiej oraz asymilację Żydów. Stąd liczne w Galicji niemieckie nazwiska zadeklarowanych Polaków: Grottger, Pol (Pohl), Estreicher, Riedel, Kirchmayer itd. Po 1831 roku liczebność obu obrządków – greckokatolickiego i rzymskokatolickiego w Galicji wyrównała się.
Dzięki uzyskanej w 1861r. autonomii Galicji i liberalnej konstytucji Polacy mogli rozwijać swoje wpływy polityczne. Skomplikowany, zależny od biurokracji, system głosowania w wyborach do sejmu galicyjskiego, pomyślany tak, by zapewnić w izbie poselskiej przewagę przychylnych zaborcy Rusinów i chłopstwa, rychło dostał się w ręce polskiego ziemiaństwa. W latach 70-tych Polacy dysponujący większą niż Rusini liczbą ludzi wykształconych, przejęli administrację Galicji a wraz z tym wpływ na obsadę parlamentu krajowego. Rusini równi liczebnością Polakom zdobywali zaledwie 15% mandatów. Dochodziło do różnorakich nieprawidłowości z aresztowaniami rusińskich kandydatów włącznie. Właśnie przez to prasa austriacka określała Galicję mianem „Skandalicji”. W 1908 roku rusiński student zastrzelił namiestnika w Galicji, hrabiego Andrzeja Potockiego. Doszło do rozruchów studentów polskich i ukraińskich.
Stała się Galicja obszarem narastającego konfliktu polsko-ukraińskiego. Polacy początkowo nie przyjmowali do wiadomości istnienia narodu ukraińskiego uznając, że został on „wymyślony” przez Austriaków. Później nie mogli zaakceptować ich radykalnego programu politycznego. Jak mówił Iwan Franko, „Polacy muszą raz na zawsze wyrzec się myśli o odbudowie historycznej Polski na niepolskich ziemiach i muszą zaakceptować, jak to my czynimy, ideę Polski czysto etnicznej”. Próby porozumienia okazywały się nietrwałe. Drogi obu narodów zaczęły rozchodzić się jeszcze bardziej.
Napięć narodowościowych i społecznych na pewno nie łagodziła słynna galicyjska bieda. Galicja leżąca na peryferiach imperium traktowana była wyłącznie jako rynek zbytu dla towarów przemysłu austriackiego i czeskiego. Niskie taryfy przywozowe oraz wysokie wywozowe hamowały rozwój i tak szczątkowego galicyjskiego przemysłu. Import taniego zboża z Ameryki obniżał dochody rozdrobnionego i przeludnionego rolnictwa. Nędzę pogłębiały liczne i wysokie podatki oraz niedorozwój szkolnictwa – w 1900 roku w Galicji było 56% analfabetów. Nie bez przyczyny szyderczo zwano prowincję „Golicją i Głodomerią”.
Mapa administracyjna Królestwa Galicji i Lodomerii (1914r.). Źródło: Wikipedia. Autor: Mariusz Pazdzior. Mapka w lepszej rozdzielczości tutaj.
Upadek zaborców, w tym Austro-Węgier, dał i Ukraińcom i Polakom szansę na zbudowanie własnych niepodległych państw. Ukraińcy galicyjscy na terenach Wschodniej Galicji powołali Zachodnio-Ukraińską Republikę Ludową, co stało się wyzwaniem rzuconym tamtejszym Polakom, którzy nie wyobrażali sobie życia w innym państwie niż polskie. W wyniku wojny polsko-ukraińskiej państwo zachodnioukraińskie upadło a cała Galicja trafiła w polskie ręce.
O tym, jak zagmatwany był polsko-ukraiński węzeł gordyjski we Wschodniej Galicji niech świadczą szacunki R.Torzeckiego odnośnie liczebności tam Polaków (w dwudziestoleciu międzywojennym). Pomimo że na całym tym obszarze Ukraińcy/Rusini stanowili najliczniejszą grupę narodowościową, to Polacy licznie zamieszkiwali powiaty zwane „żyłą polską”, ciągnące się od Zbrucza po Lwów. Były to powiaty (w nawiasach odsetek Polaków): Skałat (57%), Tarnopol (46%), Trembowla (47%), Podhajce (41%), Brzeżany (40%), Przemyślany (45%), Lwów (48%). Wielu zamieszkiwało w takich powiatach jak Zbaraż (38%), Gródek Jagielloński (23%), Rudki (36%), Mościska (39%) i Przemyśl (38%). Polacy obok Żydów byli najliczniejszymi mieszkańcami miast. Oblicza się, że Polacy stanowili co najmniej 30% ludności (2 mln) całej Galicji Wschodniej.
Relacje polsko-ukraińskie w II RP to temat-rzeka na osobne wpisy, jednak dość rzec, że elity ukraińskie nie wyrzekły się myśli o niepodległości, nawet jeśli część z nich przyjęła postawę lojalną wobec Polski. Trzeba jasno powiedzieć, że co by państwo polskie nie zrobiło i tak nie zadowoliłoby to aspiracji tych Ukraińców. Konflikt polsko-ukraiński był nie do rozwiązania inaczej niż przez wojnę lub/i masowe przesiedlenia ludności.
Nacjonaliści ukraińscy skupili się w UWO a później OUN, choć trzeba przyznać, że II RP potrafiła sobie poradzić z najgroźniejszymi przejawami ich działalności – dywersją i terroryzmem. „Wierchuszka” ukraińskich nacjonalistów została wyłapana i osadzona w więzieniach z długoletnimi wyrokami. Lud ukraiński pomimo różnych błędów polityki narodowościowej II RP, mógł w miarę spokojnie żyć rozwijając swoją kulturę i świadomość narodową. Wydawało się, że Polacy i Ukraińcy żyją obok siebie zgodnie, o czym zresztą świadczyły liczne małżeństwa mieszane. Wiktor Poliszczuk oceniał ich odsetek rodzin mieszanych w Galicji Wschodniej na 30%.
Ten pozorny spokój okazał się ułudą. Miał bowiem lud ukraiński dziwną cechę, która nie raz w historii objawiała się niespodziewanym wybuchem. Celnie opisała to Zofia Kossak, która w 1917 roku była świadkiem krwawego powstania chłopskiego na Ukrainie:
...lud rosły i krzepki, śpiewający najpiękniejsze na całym świecie pieśni, leniwy, senny, ale sennością żywiołu, gotowego w każdej chwili powstać huraganem. Lud ten nad wszystko siłę fizyczną ceniący, pobłażaniem gardził jako dowodem słabości, surowość uznawał, a za niesprawiedliwość mścił się zaciekle i strasznie. Skryty, chytry, trudny do poznania i przyswojenia, niezmiernie rzadko dno swej myśli zdradzający – przeto pozornie uchodzący za fałszywy – posiadał wyjątkowe zdolności umysłowe, oczekujące tylko pobudzenia – zdolny do najbardziej krańcowych przejawów cnoty lub zbrodni, nienawiści lub zasługi, był przy tym, niestety, opłakanie niekulturalny i ciemny. Krew tatarska, której sporą domieszkę otrzymał, dała mu w spadku zamiłowanie łupieżcze, tchórzowską odwagę pobratymca wilka, sąsiada z bliskiego lasu – i chęć niszczycielską, która w przyszłości umiejętnie rozbudzona miała wybuchnąć pożarem, tłumiąc wszystkie inne czynniki psychiczne.
Przez 20 lat swego istnienia II RP skutecznie tłumiła opisywany przez Z. Kossak żywioł. Dżina z butelki wypuścili Niemcy i Sowieci w 1939 roku rozbijając państwo polskie i pozwalając działać antypolskim siłom. Na początku 1944 roku ogień na wschodniogalicyjską beczkę prochu postanowili rzucić nacjonaliści ukraińscy.
______________________
Źródła:
Ryszard Torzecki, “Kwestia ukraińska w Polsce w latach 1923-1929”, Kraków 1989
Zbigniew Fras, “Galicja”, Wrocław 1999
Martin Pollack, “Po Galicji”, Wołowiec 2007
Zdzisław Skrok, “Podolska legenda. Powstanie i pogrzeb polskiego Podola”, Warszawa 2007
Komentarze